Fundacja im. Jacka Kaczmarskiego

Festiwal Piosenki Poetyckiej Nadzieja

Rafał Żebrowski
Świadectwo Kaczmarskiego

Rafał Żebrowski

fot. J. Błażyński

Latem 2000 r. w krakowskim studiu Jacek Kaczmarski nagrał czternaście swych utwo- rów. Wśród nich zaledwie jeden był premierą, a mianowicie Nasza klasa ’92, alter ego bar- dzo znanej Naszej klasy. Poza tym w zesta- wie owym pojawiła się jedna pieśń w znacznie szerszej wersji niż ogólnie znana (Limeryki o narodach). W istocie bowiem na tej pod- stawie miała powstać płyta złożona z utwo- rów, o które dość często prosiła publiczność, a mimo to raczej rzadko pojawiały się w programach występów tego artysty. Niestety bankructwo producenta nie pozwoliło na ukazanie się owego krążka, tak jak pierwotnie planowano, na przełomie 2000 i 2001 r. Potem dała o sobie znać choroba nowotworowa, z którą jego autor i wykonawca stoczył swoją ostatnią walkę, niestety przegraną. Teraz tamta płyta ukazała się pt. „Świadectwo”, nakładem Fundacji im. Jacka Kaczmarskiego i Jana Cieślaka. Okładkę jej zdobi fragment zdjęcia wilczej głowy, który przywodzi na myśl zdjęcie wklejane do uniwersyteckich dyplomów, a że świadectwo owo jest szczególnego rodzaju, więc na jego oprawę użyto nie odwzorowania eleganckiego półskórka, lecz obramowano ją podobizną sierści tegoż drapieżnika. Jest w tym nawiązanie do słynnej Obławy, od której właściwie zaczęła się błyskotliwa kariera poety-pieśniarza, ale też odniesienie do losu wszystkich dających świadectwo, żywo przypominającego żywot wilka samotnika, choć nie raz — jak i w tym przypadku — do znajomości z nimi, ba, nawet przyjaźni, przyznają się setki, czy wręcz tysiące ludzi.

Tyle kronikarskiej informacji, bowiem świadectwo „Świadectwa” warte jest głębszej zadumy, na której pełne przedstawienie — od razu zaznaczam — brak miejsca w krótkiej recenzji. Jacek Kaczmar- ski zajmuje miejsce wyjątkowe w niejednej biografii intelektualnej naszego pokolenia, które uczestniczyło w narodzinach „Solidar- ności” i gorzkich początkach III Rzeczypospolitej. Jego gniewne słowa jakże często wyrażały uczucia i nastroje bardzo licznych rodaków, zanurzonych w trudnej polskiej historii ostatniego z górą ćwierćwiecza. Znacznie rzadziej udawało się tzw. masowemu odbiorcy podążać za myślą tego, którego bardzo chętnie zwano bardem. Określenie to, nazbyt często używane, odnosi się do śpiewających poetów. W dziejach kultury można wskazać wcale liczną grupę twórców zasługujących na owo miano. Decydującym kryterium jest tu, jak mniemam, nawet nie poziom literacki ich tekstów, ale właśnie dawanie świadectwa o duszy jakiegoś pokole- nia. To ostatnie stwierdzenie jest wszakże nazbyt optymistyczne, gdyż w istocie odnosi się do pewnego wyobrażenia idealnego uczuć i rozterek jakiejś generacji, które nieraz dramatycznie kontrastuje z poziomem tzw. przeciętnego zjadacza chleba. Nie jest to jednak groźne dla samego dzieła, bowiem ono ex definitione powinno stanowić wyzwanie dla odbiorców. To, że najczęściej nie podejmują oni trudu zmierzenia się z nim, nie umniejsza znaczenia takiej twórczości, a nawet wprost przeciwnie — stanowi o jej wartości.

Z pewnego punktu widzenia pomnaża ją kontekst historyczno- kulturowy, z którego dzieło wyrasta. W społeczeństwach sytych, zadowolonych, mających nieskomplikowane dzieje, wystarczy do prostej opowiastki, czy lirycznego wyznania, dorzucić nieco metafizycznego oddechu i już dany utwór urasta do rangi poetyc- kiego przekazu. Innym razem dość przed publicznością postawić problem, z którym na co dzień się nie spotyka, i już mamy twórczość zaangażowaną. Inaczej bywa w krajach, których udziałem jest przekleństwo tzw. ciekawych czasów. Tam artysta staje się trybu- nem niezależności, wyrazicielem prawdziwego dramatu egzysten- cjalnego i nie ma tu miejsca na roztkliwianie się nad „małą duszyczką z wielkim żalem nad sobą”, że posłużę się herbertowskim okreś- leniem. Z tym właśnie losem Kaczmarski potykał się na udeptanej ziemi swej twórczości przez całe swoje, nazbyt szybko przerwane, życie artystyczne. Było ono namiętne i gwałtowne i dlatego przemawia ono do nas w całej swej autentyczności.

Kiedy używamy terminu „dzieło”, to najczęściej mamy na myśli ponadprzeciętny poziom artystyczny. Jednak rozważania nad wartościami literackimi tekstów Kaczmarskiego i innych ważnych dla nas bardów, czy poetów, tylko w niewielkim stopniu zbliża nas do istoty fenomenu znaczenia ich twórczości. Dobrym tego przykładem jest Korespondencja klasowa, zamieszczona na omawianej płycie. Właściwie jest to opowiadanie zapisane w formie listów, w sposób szczególny docierające do istotnego sensu najnowszych dziejów Polski, dzięki rozpisaniu go na epistologra- ficzny dialog przedstawiciela trwałych wartości i bezmyślnego uczestnika życia, ofiary, ale i sprawcy, „zapaści semantycznej”. Był to pomysł sam w sobie właściwie antypoetycki, a przecież w efekcie doprowadził na stworzenia wielkiej metafory. W istocie bowiem, gdy mówimy o dziele, chodzi nam raczej o trwałość przekazu, nawet jeśli kontekst anegdotyczny, czy historyczny już zwietrzał. Dzieło bowiem musi mieć walor struktury otwartej, której czas słabo się ima. Tu właśnie wypada powrócić do „Świadectwa”, gdyż omawiana płyta w większości składa się z utworów dość powszechnie znanych (m.in. Nasza klasa, Sen Katarzyny, Obława, Zbroja, Źródło, Epitafium dla Włodzimierza Wysockiego). Co więcej, Kaczmarski tworzył ze swych poetyckich pieśni całe programy, stanowiące bardzo zwarte i przemyślane całości; śpiewane tomy wierszy, z których każdy ma swoje miejsce. Oczywiście istnieje możliwość wzbogacenia ich o nowe treści dzięki reinterpretacji wykonawczej. Czasem nawet nie trzeba wiele zmieniać, bowiem samo rozpisanie Snu Katarzyny na pełen przewrotnego uroku głos Dominiki Świątek i obecność w tym utworze jej kobiecości oraz na męski głos towarzyszący, stwarza zupełnie nowe napięcie. Jednak płyta „Świadectwo” pokazuje też dowodnie, że prezentacja wyboru songów Kaczmarskiego, jeśli został on dokonany świadomie i z na- leżytym namysłem, również może prowadzić do powstania nowej jakości. Nawet jeśli budzi to pewne zaskoczenie, to jest ono bardzo płodne intelektualnie. Stanowi też żywy dowód na prawdziwość horacjańskiej maksymy: Non omnis moriar!

Na koniec wypada stwierdzić, że „Świadectwo” jest bardzo gorzkim świadectwem naszego losu, a zmaganie się z tą prawdą ma wartość uniwersalną. Zachęcam więc nie tyle do słuchania tej płyty, co do obcowania z nią. Jej odbiór może przypominać dialog z przyjacielem w letnie południe, kiedy poraża nas jaskrawość słonecznego blasku, a cienie się kurczą i nabierają głębi. W takiej chwili, o ile uda się pokonać znużenie upałem i przyrodzoną umysłowi ospałość, warto pochylić się nad słowami starego druha. Przecież na początku było słowo stworzenia i „Zasypiamy na słowach / budzimy się w słowach”.

© Fundacja JK 2007