Fundacja im. Jacka Kaczmarskiego

Festiwal Piosenki Poetyckiej Nadzieja

Magda Mikołajczuk
To chyba było przeczucie

Jacek Kaczmarski z Janem Cieślakiem

15 lutego br. na antenie Progra- mu 1 Polskiego Radia mogliśmy wysłuchać rozmowy Magdy Miko- łajczuk z Janem Cieślakiem, współ- wydawcą najnowszej płyty Jacka Kaczmarskiego pt. „Świadectwo”. Prezentujemy fragment tej roz- mowy.
M. Mikołajczuk: — Została nagrana w 2000 roku a dopiero teraz wydana. Co się stało?
J. Cieślak: — Jacek nagrywał płytę właśnie w 2000 roku z myślą o swoim jubileuszu 25-lecia, który przypadał na rok 2001. Płyta niestety nie mogła ukazać się wcześniej, dlatego że po prostu wydawca tej płyty — ówczesny — jakby zlikwidował swoją firmę. Płyta przeczekała pięć lat u mnie w domu i Jacek jeszcze, prawda, w swoim czasie pytał się — co z ta płytą, co z tą płytą… Wreszcie udało się tę płytę wydać. Z tego się bardzo po prostu cieszymy.
— Piosenki do niej wybrał sam Jacek Kaczmarski?
— Sam Jacek Kaczmarski. To jest jego świadomy wybór. Wybrał stare utwory, które po prostu raz jeszcze nagrał w krakowskim studio. (…) To jest studyjna ostatnia sesja Jacka Kaczmarskiego. Nagrał te utwory, właśnie one ukazują się w tej chwili dokładnie w takiej kolejności, jak Jacek sobie to wymyślił — te utwory i w ta- kiej okładce jaką Jacek jeszcze widział i akceptował.
— Na tej płycie są te najbardziej znane piosenki, czy mniej? Bo czasami tak bywa, że artyści są w pewnym momencie znużeni tymi swoimi przebojami, których się domaga pu- bliczność, chcą pokazać coś innego. Jak jest tutaj?
— Jacek wybrał tutaj utwory, które z jednej strony najczęściej były grane na koncertach. Nie pamiętam przynajmniej koncertu, gdzie nie mogło by być Obławy, Naszej Klasy, czy Epitafium dla Wysoc- kiego. Ale również są utwory, które po prostu na koncertach były bardzo rzadko wykonywane a nawet prawie w ogóle, choćby Kores- pondencja klasowa czy Limeryki o narodach, z uwagi na długość tych piosenek. Rzadko tu również wykonywane były Listy. (…)
— (…) To jest ostatnia studyjna płyta Jacka Kaczmar- skiego…
— Tak i ostatnia oficjalna z oficjalnej dyskografii, która się właśnie teraz ukazuje.
— (…) Zostanie wydana 20 lutego. Dlaczego ta data?
— Właśnie zastanawiałem się długo, bo płyta generalnie już w styczniu została wyprodukowana. Zastanawiałem się, jaką zrobić datę premiery. No, można, prawda, myśleć o 22 marca czyli urodziny Jacka, ale stwierdziłem, że nie ma co czekać…
— Już pan chce, skoro pięć lat leżała ta płyta…
— …na półce, taśma matka u mnie w domu i już miesiąc prawda leży w magazynie i gotowa jest do sprzedaży. Wymyśliłem inną datę — 20 lutego. Dlatego, że po prostu ona nie jest przypadkowa. Mianowicie, cztery lata temu 20 lutego miał odbyć się koncert Jacka w Piwnicy pod Harendą w Warszawie. Trasa ta miała promować płytę Mimochodem, czyli ostatni program Jacka. I wtedy właśnie to był pierwszy koncert, który miał się odbyć i został odwołany przez Jacka. Jacek zadzwonił i powiedział ten koncert należy przełożyć. Na początku chciał przełożyć — z uwagi na to, że coś ma z gardłem, prawda, nie bardzo jeszcze się czuje na siłach występować. No okazało się, że dalej te koncerty następne również należało odwołać z uwagi na chorobę. Ale ta data taka jest szczególna, bo pamiętam ją dobrze, że Jacek właśnie zadzwonił, żeby po prostu to odwołać. Wtedy wiem, że siedzieliśmy w Harendzie i zwracali ludziom pieniądze za sprzedane bilety.
— Jak wtedy Jacek Kaczmarski reagował na to? Bo jednak to była taka pierwsza decyzja związana z chorobą…
— (…) Pamiętam, że luty był też to miesiąc — 25 lutego — to było moje, już jakby ostatnie, spotkanie z Jackiem. Później już niestety nie widzieliśmy się, tylko żeśmy jeszcze rozmawiali trochę telefoni- cznie. Jacek mówił, że właśnie z tą chorobą tak nie wie dokładnie co to jest, bo lekarze na początku przecież nie stwierdzali, że jest to nowotwór, Jacek leczył się antybiotykami na nieżyt gardła. W sty- czniu jeszcze był, prawda, w Paryżu i zaśpiewał kolędy.
Więc nie wiedział, ale coś mówił, że może to być nowotwór, prawda, dlatego chciał jeszcze ten koncert przełożyć, bo myślał, że w marcu będzie czuł się na siłach śpiewać. Jacek cały czas chciał śpiewać. Pamiętam, że jak później już Jacek był umówiony w szpitalu na jakieś wizyty lekarskie, na badania, właśnie wtedy zapytał mnie się, co z płytą „Świadectwo”, czy ja mam tę taśmę, czy wiem, gdzie jest okładka. Ja mówię: tak, taśmę mam, wiem gdzie jest okładka, w razie co, będzie można tę płytę wydać. Więc Jacek powiedział wtedy do mnie, że „to pamiętaj, że gdyby coś się stało, gdybym na przykład umarł, to żeby tę płytę wydać”. A ja oczywiście się przeraziłem, no bo tu nie mam, prawda, jeszcze jakiś diagnoz bardzo pesymisty- cznych, to był luty, a Jacek mówi takie słowa, że gdyby umarł, to żeby tę płytę wydać.
— Ale czy pan myśli, że to było jakieś przeczucie czy taki racjonalizm człowieka, który no wie, że w każdej chwili… każdy z nas może w każdej chwili… umrzeć, prawda?
— Może to było przeczucie. Bo pamiętam, że Jacek przyjechał do Warszawy, ja wtedy odebrałem go z Dworca Centralnego, przyje- chaliśmy do radia. Jacek podpisał właśnie wtedy tę umowę na płytę Mimochodem, bo wtedy właśnie wydawcą tej płyty było Polskie Radio, mówiliśmy o ewentualnych koncertach, ale właśnie mówił, że… To chyba było przeczucie, tak mi się wydaje. (…)

opracował: J.P.


Rafał Żebrowski
Świadectwo Kaczmarskiego

Rafał Żebrowski

fot. J. Błażyński

Latem 2000 r. w krakowskim studiu Jacek Kaczmarski nagrał czternaście swych utwo- rów. Wśród nich zaledwie jeden był premierą, a mianowicie Nasza klasa ’92, alter ego bar- dzo znanej Naszej klasy. Poza tym w zesta- wie owym pojawiła się jedna pieśń w znacznie szerszej wersji niż ogólnie znana (Limeryki o narodach). W istocie bowiem na tej pod- stawie miała powstać płyta złożona z utwo- rów, o które dość często prosiła publiczność, a mimo to raczej rzadko pojawiały się w programach występów tego artysty. Niestety bankructwo producenta nie pozwoliło na ukazanie się owego krążka, tak jak pierwotnie planowano, na przełomie 2000 i 2001 r. Potem dała o sobie znać choroba nowotworowa, z którą jego autor i wykonawca stoczył swoją ostatnią walkę, niestety przegraną. Teraz tamta płyta ukazała się pt. „Świadectwo”, nakładem Fundacji im. Jacka Kaczmarskiego i Jana Cieślaka. Okładkę jej zdobi fragment zdjęcia wilczej głowy, który przywodzi na myśl zdjęcie wklejane do uniwersyteckich dyplomów, a że świadectwo owo jest szczególnego rodzaju, więc na jego oprawę użyto nie odwzorowania eleganckiego półskórka, lecz obramowano ją podobizną sierści tegoż drapieżnika. Jest w tym nawiązanie do słynnej Obławy, od której właściwie zaczęła się błyskotliwa kariera poety-pieśniarza, ale też odniesienie do losu wszystkich dających świadectwo, żywo przypominającego żywot wilka samotnika, choć nie raz — jak i w tym przypadku — do znajomości z nimi, ba, nawet przyjaźni, przyznają się setki, czy wręcz tysiące ludzi.

Tyle kronikarskiej informacji, bowiem świadectwo „Świadectwa” warte jest głębszej zadumy, na której pełne przedstawienie — od razu zaznaczam — brak miejsca w krótkiej recenzji. Jacek Kaczmar- ski zajmuje miejsce wyjątkowe w niejednej biografii intelektualnej naszego pokolenia, które uczestniczyło w narodzinach „Solidar- ności” i gorzkich początkach III Rzeczypospolitej. Jego gniewne słowa jakże często wyrażały uczucia i nastroje bardzo licznych rodaków, zanurzonych w trudnej polskiej historii ostatniego z górą ćwierćwiecza. Znacznie rzadziej udawało się tzw. masowemu odbiorcy podążać za myślą tego, którego bardzo chętnie zwano bardem. Określenie to, nazbyt często używane, odnosi się do śpiewających poetów. W dziejach kultury można wskazać wcale liczną grupę twórców zasługujących na owo miano. Decydującym kryterium jest tu, jak mniemam, nawet nie poziom literacki ich tekstów, ale właśnie dawanie świadectwa o duszy jakiegoś pokole- nia. To ostatnie stwierdzenie jest wszakże nazbyt optymistyczne, gdyż w istocie odnosi się do pewnego wyobrażenia idealnego uczuć i rozterek jakiejś generacji, które nieraz dramatycznie kontrastuje z poziomem tzw. przeciętnego zjadacza chleba. Nie jest to jednak groźne dla samego dzieła, bowiem ono ex definitione powinno stanowić wyzwanie dla odbiorców. To, że najczęściej nie podejmują oni trudu zmierzenia się z nim, nie umniejsza znaczenia takiej twórczości, a nawet wprost przeciwnie — stanowi o jej wartości.

Z pewnego punktu widzenia pomnaża ją kontekst historyczno- kulturowy, z którego dzieło wyrasta. W społeczeństwach sytych, zadowolonych, mających nieskomplikowane dzieje, wystarczy do prostej opowiastki, czy lirycznego wyznania, dorzucić nieco metafizycznego oddechu i już dany utwór urasta do rangi poetyc- kiego przekazu. Innym razem dość przed publicznością postawić problem, z którym na co dzień się nie spotyka, i już mamy twórczość zaangażowaną. Inaczej bywa w krajach, których udziałem jest przekleństwo tzw. ciekawych czasów. Tam artysta staje się trybu- nem niezależności, wyrazicielem prawdziwego dramatu egzysten- cjalnego i nie ma tu miejsca na roztkliwianie się nad „małą duszyczką z wielkim żalem nad sobą”, że posłużę się herbertowskim okreś- leniem. Z tym właśnie losem Kaczmarski potykał się na udeptanej ziemi swej twórczości przez całe swoje, nazbyt szybko przerwane, życie artystyczne. Było ono namiętne i gwałtowne i dlatego przemawia ono do nas w całej swej autentyczności.

Kiedy używamy terminu „dzieło”, to najczęściej mamy na myśli ponadprzeciętny poziom artystyczny. Jednak rozważania nad wartościami literackimi tekstów Kaczmarskiego i innych ważnych dla nas bardów, czy poetów, tylko w niewielkim stopniu zbliża nas do istoty fenomenu znaczenia ich twórczości. Dobrym tego przykładem jest Korespondencja klasowa, zamieszczona na omawianej płycie. Właściwie jest to opowiadanie zapisane w formie listów, w sposób szczególny docierające do istotnego sensu najnowszych dziejów Polski, dzięki rozpisaniu go na epistologra- ficzny dialog przedstawiciela trwałych wartości i bezmyślnego uczestnika życia, ofiary, ale i sprawcy, „zapaści semantycznej”. Był to pomysł sam w sobie właściwie antypoetycki, a przecież w efekcie doprowadził na stworzenia wielkiej metafory. W istocie bowiem, gdy mówimy o dziele, chodzi nam raczej o trwałość przekazu, nawet jeśli kontekst anegdotyczny, czy historyczny już zwietrzał. Dzieło bowiem musi mieć walor struktury otwartej, której czas słabo się ima. Tu właśnie wypada powrócić do „Świadectwa”, gdyż omawiana płyta w większości składa się z utworów dość powszechnie znanych (m.in. Nasza klasa, Sen Katarzyny, Obława, Zbroja, Źródło, Epitafium dla Włodzimierza Wysockiego). Co więcej, Kaczmarski tworzył ze swych poetyckich pieśni całe programy, stanowiące bardzo zwarte i przemyślane całości; śpiewane tomy wierszy, z których każdy ma swoje miejsce. Oczywiście istnieje możliwość wzbogacenia ich o nowe treści dzięki reinterpretacji wykonawczej. Czasem nawet nie trzeba wiele zmieniać, bowiem samo rozpisanie Snu Katarzyny na pełen przewrotnego uroku głos Dominiki Świątek i obecność w tym utworze jej kobiecości oraz na męski głos towarzyszący, stwarza zupełnie nowe napięcie. Jednak płyta „Świadectwo” pokazuje też dowodnie, że prezentacja wyboru songów Kaczmarskiego, jeśli został on dokonany świadomie i z na- leżytym namysłem, również może prowadzić do powstania nowej jakości. Nawet jeśli budzi to pewne zaskoczenie, to jest ono bardzo płodne intelektualnie. Stanowi też żywy dowód na prawdziwość horacjańskiej maksymy: Non omnis moriar!

Na koniec wypada stwierdzić, że „Świadectwo” jest bardzo gorzkim świadectwem naszego losu, a zmaganie się z tą prawdą ma wartość uniwersalną. Zachęcam więc nie tyle do słuchania tej płyty, co do obcowania z nią. Jej odbiór może przypominać dialog z przyjacielem w letnie południe, kiedy poraża nas jaskrawość słonecznego blasku, a cienie się kurczą i nabierają głębi. W takiej chwili, o ile uda się pokonać znużenie upałem i przyrodzoną umysłowi ospałość, warto pochylić się nad słowami starego druha. Przecież na początku było słowo stworzenia i „Zasypiamy na słowach / budzimy się w słowach”.

© Fundacja JK 2007