fot. Grabi
Mówić publicznie o Wielkich nie jest łatwo. Mówienie o Wielkich, to wielki problem. Zawsze bowiem – mówiąc o Nich – pojawia się pokusa użycia słów wielkich i formy szczególnej. Te słowa i ta forma „ciężar zbyt ogromny” udźwignąć mają. Ta naturalna pokusa ze strachu, z obawy się bierze. Czy w sposób wystarczający opiszę wielkość Wielkiego? Czy moje proste słowa i moje skromne myśli wystarczą, by opisać fakturę spiżu, zapach brązu, kolor granitu?
Ale powiedzmy sobie szczerze: Oni, ci Wielcy, też nie są tu bez winy.
Siedzimy na kanapie, popijamy herbatę. Ty przeglądasz gazetę, ja zerkam w telewizor. Właśnie rozpoczął się Jeden z dziesięciu &ndash prowadzący zadaje pierwsze pytania. Próbuję na nie w myślach odpowiadać, ale nie idzie mi. Za to idzie pani Halinie. Bo pani Halina, księgowa z Poznania dziś jest najlepsza i jestem niemal pewien, że prowadzący zaprosi ją do finału.
Ale nawet pani Halina nie wie, jak nazywał się dyplomata i historyk florencki oskarżony przez Medyceuszy o spisek.
– Machiavelli – słyszę Twój głos znad gazety.
Prawym dopływem której rzeki jest Barycz? W głowie pani Haliny pustka. W mojej też. Wiem już, że pani Haliny nie będzie w finale.
– Odry – odpowiadasz nie odrywając wzroku od lektury.
Jak na imię miał wybitny polski logik Leśniewski?
– Stanisław – mruczysz z nosem wciąż utkwionym w gazecie.
Z drużynami których państw znalazła się w grupie Polska podczas piłkarskich MŚ w Hiszpanii w '82 roku?
– Peru, Włochy, Kamerun.
Finał. Z ekranu padło już kilkadziesiąt pytań. Na prawie wszystkie podałeś odpowiedź. Ja – na jedną trzecią. Może mniej. Prowadzący zadaje kolejne pytania; z geografii, historii literatury, filozofii, matematyki. Odpowiadasz raz za razem, a ja siedzę obok Ciebie i niepokoję się coraz bardziej. Niemożliwe przecież, żebyś przeczytał wszystkie podręczniki świata i wszystkie atlasy świata. Niemożliwe, żebyś wiedział wszystko. Mimo wszystko niemożliwe.
Sięgam po kolejnego papierosa, gapię się w telewizor i łapię na tym, że czekam na Twoją pomyłkę. Liczę na nią. A najlepiej by było, gdybyś nie odpowiedział na jakieś pytanie w ogóle. Milczę – nie wiedząc dlaczego – coraz bardziej zły.
– Najwyższym odznaczeniem którego kraju jest Order Słonia? – pyta teraz Sznuk postawnego, szpakowatego pana Feliksa, ale ja jestem pewien, że pyta wyłącznie Ciebie. I że zadając to pytanie, ulitował się w końcu nade mną i postanowił mi pomóc. I wierzę, że mu się uda. Bo podniosłeś właśnie po raz pierwszy głowę znad gazety i z ciekawością spojrzałeś w ekran.
– Chyba... Danii – odpowiadasz.
Bingo. Ale i cierpliwość moja na tym się kończy.
– Skąd wiedziałeś?! – rzucam może trochę zbyt głośno.
– Nie wiedziałem. Przypadkowo skojarzyłem – uśmiechasz się szeroko. – Najlepsze piwo, jakie w życiu piłem, było duńskie. Na etykiecie był słoń. Świetne piwo. I nazywało się „Elephant”.
I znów wsadzasz nos w gazetę.
Dobrze, Jacku, że mi cztery lata temu, oglądając Jeden z dziesięciu, o tym piwie powiedziałeś. Dobrze, że nie byłeś wtedy pewien odpowiedzi na to jedno teleturniejowe pytanie. I dobrze, że nie wyczytałeś jej w encyklopedii ani w atlasie, ani w żadnej mądrej książce. Tylko z etykietki na butelce piwa.
Bo niechybnie zapadłbym się wtedy, Jacku, ze wstydu pod ziemię. I do dziś czułbym się niedoczłowieczony.
© Fundacja JK 2007